Miałam wenę na
krótki one-shot o zapleczu mocno angstowym.
Wena przyszła
podczas słuchania mojej ukochanej piosenki „Love is War” w
wykonaniu Kaito (wersja nodoame, jest niesamowicie emocjonująca jak
na vocaloida).
Wstawki w kursywie
pomiędzy tym, co dzieje się w samym opowiadaniu, to właśnie tekst
tego utworu w moim własnym tłumaczeniu.
Pewnie mało komu się zechce, ale mimo to gorąco zachęcam do
czytania tego opowiadania, jednocześnie słuchając tej właśnie
piosenki. W moim przypadku zwiększa emocje kilkakrotnie. Poryczałam
się jakieś miliard razy pisząc to.
Jakież to smutne, gdy nie ma się
dokąd pójść
Grzmoty toczyły zażartą walkę nad
ich głowami, zderzając się przy akompaniamencie okropnych bębnów
artylerii niebieskiej.
Nasza miłość różni się od
innych
Deszcz lał się
strumieniami, spływając po ich włosach, twarzach, plecach.
Zgniłozielone płaszcze nie dawały żadnej ochrony, a Skrzydła
Wolności wydawały się nie mieć najmniejszego sensu.
Ciemny błękit nieba, kąt
padających drobinek światła
Wiedzieli, że ten
moment kiedyś nadejdzie. Wiedzieli, że będą musieli się z nim
zmierzyć. Jednak otumanieni obłędnym szczęściem zapomnieli, jak
jest ono ulotne, i odsunęli straszną prawdę jak najdalej od
siebie.
Słońce tonie, dźwięki maszyn
huczą słabo
Nie mógł sobie
wyobrazić życia bez niego. Nie teraz. Nie, kiedy go tak
bezgranicznie pokochał. Ściskał jego dłoń, która choć zawsze
była zimna, teraz stała się lodowata. Nachylał się nad piękną
twarzą spoczywającą na jego kolanach, którą zdobił równie
piękny, lecz zgubny szkarłat.
Świat zdziczał i oszalał. Czy
mimo to nadal będę cię kochać?
Błękitne oczy
pełne złotych plamek powoli gasły, patrząc na niego, jak gdyby
przed odejściem do krainy mroku chciały widzieć jedynie jego,
nikogo więcej. Krucze włosy przyklejały się do tej anielskiej
twarzy, zlepione wodą, krwią i kurzem. Strużki jaskrawej cieczy
płynęły z jego ust i czoła.
To przecież oczywiste
Odgłosy
nieprzerywanej bitwy, ciężkie kroki morderczych olbrzymów i krzyki
ginących żołnierzy niknęły w oddali, nie były ważne. Nic nie
było ważniejsze od słabego oddechu i tego drobnego ciała
pokrytego rdzawą posoką, w której on zanurzał rozpaczliwie
dłonie, jak gdyby miał go tym uleczyć. Ciała, które zwyciężyło
tak wiele razy, które było niepokonane, nieśmiertelne, wieczne!
Lecz jak mogę cię do siebie
przywołać?
A jednak istniała
jedna słabość. Słabość fatalna, która zawiodła go na
zatracenie. Słabość, którą zdecydował się chronić do tego
stopnia, iż sam zdecydował się za nią zginąć.
Jakimże głupcem jestem!
I tą słabością
był jego ukochany. Chłopak o czekoladowych włosach i szmaragdowych
oczach.
OCHRONIĘ CIĘ!
Blada dłoń
splamiona szkarłatem sięgnęła drżąco ku jego policzkowi.
Pogładziła go, barwiąc na ten sam kolor. Kolor śmierci.
TO JEST WOJNA!
Nie płakał. Choć
odchodził, nie płakał. Był człowiekiem tak silnym i wytrwałym,
że nie bał się spotkania z kostuchą. Natomiast zielonooki ronił
łzy tak obfite, iż nie potrafił odróżnić ich od deszczu.
Samo patrzenie na to, jak
cierpisz...
-Nie...nie...nie...nie...nie!
Nie chciał dalej
żyć bez niego. Nie miał takiego zamiaru. To byłby nieustanny
koszmar. Nie było na tym świecie miejsca dla niego samego. Mógł
na nim przetrwać jedynie z nim u boku. Nie sam.
-Nie, nie, nie,
NIE!
Tracenie głowy dla miłości jest
grzechem
Był zdecydowany.
Zdecydowany jak nigdy dotąd. Trzęsącą ręką sięgnął do
swojego prawego buta, gdzie trzymał dodatkowy nóż myśliwski.
Sprawię, że zrozumiesz, iż nie
potrafię znieść bycia z dala od ciebie
Uniósł nóż na
wysokość swojej klatki piersiowej, ostrzem skierowanym ku sercu.
Był gotów. Nie czuł strachu, bo wiedział, że niedługo znów się
spotkają.
Nagły błysk
pioruna oświetlił całą polanę.
Głos, którym usiłuję krzyczeć,
jest słaby
-Nie...Eren...nie...
- kruczowłosy ostatkiem sił chwycił rękojeść noża i wyrwał go
z rozdygotanych dłoni kochanka.
Nieważne, jak głośno krzyczę, ty
i tak mnie nie usłyszysz
-Nie...rób
tego...nigdy...Eren...spójrz...na mnie...
Szatyn posłusznie
przeniósł na niego obłąkany wzrok. Miał ochotę własnymi
palcami rozedrzeć swoją pierś i wyciągnąć z niej serce. Był
zdesperowany. Nie chciał, żeby odchodził, nie chciał, nie chciał,
nie chciał, nie chciał! Czuł, jak traci rozum.
A on nagle się
uśmiechnął.
Och, dzień pęknie nieodwracalnie,
zanim się zorientuję. Chciałbym, by czas się zatrzymał
-Masz...żyć...Eren...rozumiesz?
Masz żyć, do jasnej cholery...Uratowałem cię...bo chcę...żebyś
żył...
-Nie! To
niemożliwe! - wrzasnął zielonooki, przykładając swoją twarz do
jego. Pocałował jego czoło, jego policzki, jego usta. - Nie będę
żył bez ciebie! Skoro ty odchodzisz, to ja też!
Ochrypły śmiech.
-Wciąż...jesteś
takim dzieciakiem...niczego nie pojmujesz...
Nie mogę powiedzieć ci, co czuję,
co mógłbym, co powinienem...
Szatyn trzymał się
jego twarzy niczym tonący wyrastającej ze stromego brzegu gałęzi.
Szlochał.
-Pojmuję tyle, że
cię kocham, słyszysz?! I nie pozwolę ci odejść samemu! Nie
zostawiaj mnie...nie zostawiaj mnie!
Przypominał małe
dziecko, które zgubiło w tłumie ludzi swoją matkę.
Nawet moja dłoń cię nie
dosięgnie. Mogę tylko patrzeć
-Eren...ja...nigdy
nikogo nie kochałem...tak jak ciebie...naprawdę cieszę się...że
było dane mi cię poznać...i że obdarzyłeś mnie równie silną
miłością...Eren...
Gasnął. Gasnął
coraz bardziej. Jego głos stawał się coraz cichszy. Oddech ledwo
wyczuwalny.
Więc ochronię cię – to jest
wojna!
-Eren...błagam...żyj...żyj
tak, byś niczego...nie żałował...walcz dzielnie...przyłóż ode
mnie tytanom...ocal ten świat...i zakończ swój żywot...zasypiając
w łóżku jako starzec...w małym domku nad oceanem...
Nie mamy czasu, by wybrać właściwą
drogę. By pokazać ci, jak nasza miłość różni się od innych
-Nie...nie..nie..nie...!
Będę cię bronić do samego końca
-Eren...obiecaj mi
to...
-Nie, nie!
-Proszę...pozwól
mi...odejść...w spokoju...obiecaj...
-Nie, ja nie mogę
tego zrobić, ja nie...
-Eren...
Pociągnął ku
sobie jego twarz i złożył na jego spierzchniętych wargach
delikatny, czuły pocałunek. Ostatni pocałunek.
Przygotuj się na ostatnie starcie
Wiedział, że to
koniec. Wzbraniał się przed tą obietnicą. Ale to była jedyna
rzecz, którą mógł teraz zrobić. Kochał go tak bardzo, że był
w stanie mu to obiecać. Zebrał się w sobie. Tak, był w stanie żyć
bez niego, jeśli tylko zapewni mu to wieczny spokój.
Ta batalia się jeszcze nie
skończyła
-Dobrze, ja...ja
obiecuję...obiecuję, że będę żył, tak jak powiedziałeś.
Znów się
uśmiechnął. Jego oczy zabłysnęły łzami szczęścia.
-Eren...będę
zawsze...przy tobie...pamiętaj o tym...Eren...
Miłość jest wojną
Z jego imieniem na
ustach wydał ostatnie tchnienie. Gdy odchodził uśmiechnięty,
wydawało się, jakby zobaczył coś niesamowicie pięknego, coś, co
przekracza ludzkie pojęcie.
Jakby znalazł się
w raju.
Miłość jest wojną
Zielonooki zawył z
bólem, który chwycił jego serce żelaznymi szczypcami.
Płakał nad ciałem
ukochanego bardzo długo. Reszta świata się dla niego nie liczyła.
Później zaniósł
bruneta w bezpieczne miejsce pod korzeniami ogromnego drzewa, skąd
po zakończeniu bitwy będzie mógł go zabrać i pochować.
Miłość jest wojną
Ruszył ku
epicentrum walki, z gotowym do działania sprzętem, z twarzą
ubrudzoną ziemią i krwią, których deszcz nie mógł zmyć, z
oczami wypełnionymi ogniem zemsty większej niż kiedykolwiek, z
potężną wolą przetrwania.
Miłość jest wojną...
Dla niego. Będzie
żył dla niego. Będzie walczył i żył cierpliwie, aż nadejdzie
moment ich ponownego spotkania.
...aż do czasu, gdy ta pieśń
dotrze do ciebie.
Mi się zachciało przeczytać i nie żałuję, to co piszesz jest genialne! To było dość smutne, ale piękne! Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńJezuuuu *-*
OdpowiedzUsuńPiszesz genialnie! Na prawdę!
Aż się popłakałam :')
Włączyłam te piosenkę...
OdpowiedzUsuńNie mogę przestać płakać
Piszesz pięknie
...